W poniedziałek rano Ida oznajmiła nam wszystkim:
"Chcę iść uczyć się jeździć na nartach z panem instruktorem".
Jak powiedziała, tak zrobiła.
Wczoraj była jej pierwsza prawdziwa lekcja z Panem Rysiem - instruktorem.
Szła pewna siebie i odważna, narty w wypożyczalni wybierała, oczywiście nie przypadł jej do gustu kolor. Kasku z motywem ognia też za bardzo nie chciała, ale w końcu dała się przekonać.
Spotkanie z instruktorem i nagle strach, przerażenie i prawie łzy w oczach, że to już.
Ale dała radę i nie odpuśiła.
Dziś była lekcja druga. Już z mniejszym entuzjazmem ale na wstępie oznajmiła Panu Ryśkowi, że
"na pizzę" nie chce zjeżdżać tylko
"na makaron" :) (takich określeń używał Pan w czasie nauki :).
Mimo wszystko na razie zatrzymujemy się na tych dwóch lekcjach, bo widzieliśmy, że jeszcze tego nie czuje. ( a lekcje do tanich nie należą).
Sanki i jabłuszka na razie górą :)
A jutro, w końcu, po raz pierwszy tej zimy pozjeżdżać z górek idą mama i tata - na deskach :)