I co jeszcze. Dokarmiamy całe stada sikorek. To nic, że karmik nie doczekał się renowacji, ale spełnia swoją rolę znakomicie. A sikorkom dogadzamy całkiem nieźle, sypiąc im wyłuskany słonecznik. Zjadają codziennie wszystko do ostatniego ziarenka.
I fajnie jest kiedy można w styczniu przynieść sobie do domu jednego hiacynta i postawić go w oknie. W oknie, w którym jeszcze świąteczne światełka migoczą.
I w końcu mam czas na wieczorne czytanie.
A na koniec - taka dzisiejsza twórczość moich córek - jak dobrze, że to ich stolik.
A już za kilka dni pokażę Wam prawdziwą zimę. W piątek wracamy w góry - dziewczyny trzy.
Dobranoc.
Oooo.... takie dzieła, tzn w takich miejscach, to uwielbia tworzyć moja Estera ;) ona tylko patrzy gdzie by coś zmalować ;)
OdpowiedzUsuńHiacynt i światełka- mistrzostwo świata! :-)))
OdpowiedzUsuńAch, bo to za sprawą nowego obiektywu :)
UsuńPiekna tworczosc:) moja mania tez patrzy gdzie by cos zmalowac, ostatnio nawet wpadla na pomysl ze twarz jest swietnym do dego celu miejscem:))
OdpowiedzUsuńSokorki wspaniale...
Pozdrawiam cieplutko
Twórczość dziewczyn - super :-)
OdpowiedzUsuńAle u Was ciepło i tak miło, musicie spędzać tam sobie miło czas. Odpoczywajcie.
OdpowiedzUsuń